smoki Daenerys

Śnilo mi się dzisiaj, ze weszliszłam w posiadanie , czy to raczej dostałam pod opieke 3 smoki Daenerys (gra o tron), które były ukrywane prze jakiegos magika, ponieważ ktos je chciał zabić. Magik ten, aby je dobrze ukryć, zamienił je w 3 plastry wędliny, i ja to trzymałam w lodówce! Strasznie się bałam, ze przez pomyłke je zjemy..i jak tylko ktoś podchodził do lodówki, to krzyczałam „nie zjedz smoków!”

Świadomy sen

W końcu pierwszy raz świadomy sen pamiętam:)) Jestem tym faktem bardzo podekscytowana i żyje tym od rana. Muszę zacząć od tego, że w sypialni wieczorem miałam włączone mrugajace gwiazki, które wczoraj przed pojsciem spać wylaczylam z prądu. I rano dziś budze się przed budzikiem i widze, że te gwiazdki się palą i mrugaja. Przypomniało mi się, że je wylaczylam i zorientowałam się, ze śpię. Zdebialam, bo nie wiedziałam dalej co robić i bałam się żeby się nie wybudzic. Lezalam w łóżku na wznak i zaczęłam się lekko nad nim unosić, cieszylam się przy tym jak małe dziecko. Pomyślałam, niestety dość banalnie, że polatam sobie w takim razie, i usiadlam na parapecie mojego okna w sypialni, zobaczylam wschód słońca i fruuuU, polecialam w górę! Hehe . To było naprawdę piękne:)) Lecialam cały czas w górę, tak, że widziałam już same chmury. Za chwilę podlecialam pod jedną z nich i chwycilam ja od dołu i podnioslam do góry jak żaluzje. Pod nią była skryta przepiękna i  bardzo kolorowa mandala. Była nieskonczona. Obok leżał w malych sloczikach kolorowy piasek i ja to miałam dokończyć a potem zniszczyć. Siedzialam w tych chmurach jak muminek i usypywalam tę mandale. Trwało to dość długo. Nagle usłyszałam tybetanskie dzwonki i przez chwilę sluchalam tego dźwięku, lecz za chwilę się zorientowalam, że to mój budzik…i po wszystkim…:)))

majonez

śniło mi się dziś, że upiekłam ciasto i nie wyszło bo zapomniałam dodać majonez.

żelazko – nowym źródłem

Śniło mi się dziś, że prasowałam. W tym czasie jednak odwiedził mnie znajomy, otworzyłam mu drzwi, wszedł do środka, stanął przy mojej desce do prasowania i powiedział, że jest strasznie dzisiaj skacowany, po czym chwycił moje żelazko w rękę, przechylił i wypił z niego wodę…

(po raz pierwszy ktoś wypił mi wodę z żelazka).

Uratowana przez ukrzyżowanie

Sen pierwszej nocy.. popełniony w nowym mieszkaniu-  data 11.11.11. Pierwszy  zapamiętany/zapisany po 2 miesiącach przerwy…

Czas wojny.  Byłam w obozie pracy. Było nas ok 100 osób w jednym ogromnym pomieszczeniu przypominającym wielką maszynownie – tam  pracowaliśmy i spaliśmy. W jednej części stały ogromne kotły, w których znajdowała się masa koloru cielistego  – z tej masy ręcznie wyrabialiśmy MASKI. W częsci drugiej, stały nasze łożka. Ktoś do nas przybiegł  z zewnątrz ostrzegając, że gestapo szuka dziewczyny, która mieszkała i pracowała z nami. Dziewczyna była dotknięta albinizmem i  miała długie kręcone włosy. Mieli zamiar ją rozstrzelać. Wiedzieliśmy, że jak juz kogoś szukają, to wpadają do wszystkich pomieszczeń i od razu strzelają po wszystkich szafach i łozkach, dlatego tam nie mogła się schować. Nie wiedzieliśmy gdzie ją ukryć i zobaczyłam na ścianie wiszący wielki krzyż (wielkości człowieka), postanowiłam, ze musimy ją ukrzyżować jak jezusa i nikt się nie zorientuje o co chodzi. Przywiązaliśmy sznurami dziewczynę do krzyża… a z masy, która przeznaczona była na maski ulepiliśmy jej twarz i reszte ciała na wzór jezusa. Gestapowcy wpadli,  wszędzie strzeali…  jednak krzyż ominęli.  Dziewczyna została uratowana.

Utrata pamięci

Trafiłam do szpitala z powodu utraty pamieci. Niestety, przyjął mnie lekarz,  którego nigdy juz więcej nie chciałam widzieć. Chciałam krzyczeć i im powiedzieć, ale okazało się, żę utrata pamięci jest tak straszna, że zapomniałam nawet języka ojczystego i nie mogłam NIC powiedzieć.

Koń

sniło mi sie dzisiaj, że prowadziłam powóz z zaprzęgiem i KOŃ MI SIĘ ZMĘCZYŁ! Położył się na drodze i za cholere nie reagowal na moje prośby…a ja się tak spieszylam!

Piknikus Wielgachny

Ostatnio z  ciekawości na ich wyjątkowo dziwne nazwy przerobiłam całą encyklopedię grzybów (zajęło mi to prawie 5 godzin w pracy;)  (mam nadzieje, ze moj szef nie czyta tych wpisów:) W związku z tym wydarzeniem, wygenerował  się pewien sen:

„Jestem sama w lesie na grzybach.  Szukam ich ale nie do zerwania i zjedzenia, tylko żeby sprawdzić  z bliska jak „leżą” na nich te wymyślne nazwy. Oglądam je z każdej strony, zagladam pod kapelusz, poruszam blaszkami … Po chwili słyszę  jakiś glos  przedzierający  się do mnie zza krzaków. Obracam się i spotykam dawno nie widzianą znajomą  z którą  witam się z entuzjazmem i zaczynamy rozmawiać ponieważ miałysmy straszne zaległości. Opowiadam jej po co tu przyszłam, po czym odchylam reką gałąź i widzimy przeogromnego grzyba, którego kapelusz  wyglądał  jakby miał z 3m średnicy!

Podbiegam do niego i mówie znajomej, że to największy grzyb na świecie „Piknikus Wielgachny” i  musimy w tym miejscu koniecznie zrobić piknik.  Chwycilam szeroko rozstawionymi rekami za brzeki kapelusza, który oderwał się od nóżki i uniosłam wysooooko do góry –  jakbym rozkładała dla nas duży koc. Falując powoli opadł  na ziemię a my z radością usiadłyśmy na nim ciesząc się dalej spotkaniem”.

Latanie

Kolejny i pewnie nie ostatni raz śnię , że latam.  A było takie piękne lato! ( chyba z tęsknoty przywołuję upały) Skakałam na głowkę z  50 metrowej skarpy do wody.  Potem wdrapywałam się spowrotem na szczyt.  Było to tak ekscytujące, że robiłam to w kółko jak dziecko na placu zabaw. Za którymś razem, skoczyłam i zamiast w doł do wody, zaczełam machać rękami i uniosłam się jeszcze wyżej, potem zaczęłam się w locie obracać i tak mnie to wkręciło że zapomniałam w jakim kierunku zmierzam. Nim zdązyłam się opamiętać, twardo wylądowałam na ziemi. Ostatnia myśl nie była jednak tą że ” ufff…nic mi się nie stało”, tylko ” chcę tak jeszcze raz!”

Garb

Śniło mi się dzisiaj, że mnie ktoś spytał, czy ja tego garba na plecach to mam od urodzenia?!

Pilot Marynarki Wojennej

Dzisiaj mi się śniło, że Łukasz był pilotem Marynarki Wojennej będący w gotowości bojowej. Nie chciałam  się zgodzić aby beze    mnie zwalczał siły przeciwnika w strefie obrony MW we współdziałaniu z innymi rodzajami sił zbrojnych;) W związku z tym, abym mogła udać się wraz z nim, byłam poddawana przeróżnym testom wytrzymałościowym.  Zamykano mnie w sali projekcyjnej gdzie włączano mi barbarzyńskie filmy z nieludzkimi scenami,  następnie wrzucali mnie gdzieś do wody na najgorsze sposoby tudzież wystrzeliwali w powietrze.  Ja rzecz jasna, dzielnie na to wszystko się godziłam.

Oczami niewidomej

„Miałam dziś sen, ze jestem niewidoma. Niezwykle silnie i realnie odczuwałam stan niepokoju wszechogarniającej mnie ciemności. W zasadzie to śniło mi się, ze się obudziłam, otworzyłam oczy ale dalej było ciemno. Zdezorientowana pomyślałam, ze jest środek nocy i dlatego nic nie widzę, wstałam wiec żeby zapalić światło i kiedy nacisnęłam pstryczek to mimo charakterystycznego dźwięku nic się nie zmieniło! Myślałam ze oszaleje, na siłę próbowałam przywrócić utracone obrazy… Przewracałam oczami na prawo i lewo, zaciskałam je z całych sił, pocierałam je palcami i nic niestety nie pomogło. Pomyślałam ze położę się znów spać i może kiedy zasnę oraz ponownie się obudzę to będzie wszystko tak jak przedtem. Zrobiłam tak i zasnęłam. Mam kolejny sen. Sen w śnie.  Tym razem jestem niewidoma. Odbieram to jakbym była nią od zawsze.  Czuje nagle niesamowite zapachy wokół siebie. Zaczynam wwąchiwać się jakbym chciała każdy po kolei zapach przyporządkować do znanych mi rzeczy. Tymczasem te zapachy były mi całkowicie anonimowe. Po chwili  słyszę całą masę różnych głosów, rozmów, dziwnych dźwięków oraz melodii.  Śnie z pogodzoną świadomością osoby niewidomej i wewnętrznie wiem, ze wszystkie te wrażenia są dla takiego człowieka naturalne.  Nie czekam na obrazy, bo jedynym znanym mi obrazem jest ciemność. Kiedy o tym pomyślałam nagle pojawił się przede mną Zulus- mój kot. Był dużo większy niż w rzeczywistości z wymalowanym uśmiechem Kota-Dziwaka z Cheshire (z Alicji w krainie czarów) Uśmiechnęłam się do niego, po czym ogarnęła mnie ogromna radość widzenia, patrzenia i przyglądania się bez końca. Eksplozja wrażeń i entuzjazmu obudziła mnie w jednej sekundzie.”

Byłam kompletnie zdezorientowana. Przez chwile nie wiedziałam, czy jestem niewidoma i śniłam że widzę, czy jednak widzę a śniłam ze jestem niewidoma.  Przez dłuższy czas nie mogłam też ułożyć w głowie faktu, że wcale nie wstałam w nocy i nie kładłam się z powrotem. To był sen w śnie.

Mogłabym powiedzieć, że nie wiem co może czuć niewidomy człowiek, jednak tego nie powiem, bo przez chwilę chyba jednak to poczułam. Nurtuje mnie teraz jedna myśl. Co może śnić niewidomy człowiek? Niewidomy od urodzenia. Istotnie nie są możliwe wizualizacje rzeczy których nigdy się nie widziało, przynajmniej na zdrowy rozum tak się to tłumaczy. Jednak z drugiej strony, czyż osoba która ma tak niezwykle rozwinięte zmysły oraz wyobraźnie nie mogłaby zobaczyć czegoś, czego my widzący nigdy w  życiu nie widzieliśmy?

Linas

W dzisiejszym śnie znów dotknęłam sztuki. Myślę ze każdy sen o tyle ile zdaje się być niezrozumiały , jest znaczący i doniosły. Znaczący, gdyż zawiera przesłanie, które możemy zrozumieć, jeśli mamy klucz do jego tłumaczenia. Doniosły, ponieważ nie śnimy o niczym, czego waga jest znikoma, choćby nawet wyrażało się to w języku, który ukrywa znaczenie sennego posłannictwa za jakąś błahą fasadą. Niejednokrotnie próbowałam znaleźć wspomniany klucz. Nie jest to łatwe, ponieważ często jeśli nawet komuś obcemu mój sen wydaje się być zadziwiający, dla mnie jest on po prostu miksem przeróżnych codziennych wrażeń, fascynacji, pasji, realizowanych  pomysłów oraz spotykanych ludzi, zwierząt itd.. Innymi słowy wszystkiego co nas na co dzień „dotyka”

„Bohater mojego snu – Linas Domarackas, to urodzony na Litwie artysta.  Posiada w swoim dorobku niezwykle kunsztowne prace, które powstają jak dla mnie z jakiegoś zagadkowego źródła inspiracji. Mój skromny zachwyt objawił się we śnie, gdzie Linas doczekał się wystawienia  sztuki w teatrze warszawskim. Sztuka ta powstała na  podstawie namalowanych przez niego obrazów , które były cyklem pewnego opowiadania.  Nie mogliśmy z Łukaszem przegapić takiej premiery w szczególności iż była to okazja aby poznać artystę. Udaliśmy się zatem do Warszawy. Końcówka sztuki całkowicie nas zaskoczyła, żeby nie powiedzieć przegoniła prosto do domu. W ostatniej scenie wybiegły przed widzów rozwścieczone byki, gdzie jeden..jak mi się zdawało największy centralnie zaczął biec w naszym kierunku. Sytuacja nagle zmieniła się na tyle, ze zaczęliśmy z Łukaszem uciekać  w kierunku drzwi a potem w kierunku trasy na Łodź (cały czas o własnych nogach). Byk nas gonił  do samego domu! Kiedy udało nam się uciec i zatrzasnęliśmy drzwi do mieszkania uświadomiliśmy sobie, że nie zdążyliśmy porozmawiać z Linasem! Nagle przyszła jakas kobieta i oznajmiła nam, że Linas po zakończeniu premiery popełnił w swoim samochodzie samobójstwo  gdzie połknął swój język, którym się udusił.”

Rzeczywiście sam koniec brzmi bardzo tragicznie, ale jak sam Linas pewnie słusznie zauważył, (opowiadałm mu ten sen) że tym samym narodził się na nowo. I pewnie coś w tym jest.

Odkrycie na strychu

Poszukując  starych walizek  znalazłam sie u moich rodziców na wsi, gdzie obok domu w którym mieszkają stoi drugi dużo starszy.  W domu tym kiedys zamieszkiwali pradziadkowie.  Ta stara chata  skrywa do dnia dzisiejszego wiele zakurzonych  staroci i pewnie tyle samo tajemnic. Wiedzac o tym udałam się tam wraz z Łukaszem z myślą,  ze znajdę jakies wyjątkowe stare walizki do mojej kolekcji.

Weszlismy na strych , ale ku naszemu zdziwieniu nie było tam tego czego szukaliśmy. Całe poddasze zawalone było workami od podłogi po sufit a w workach tych zndjowały się……..uwaga- to odkrycie nie było miłe…

Worki były pelne włosów moich rodziców, którzy to jak się okazało przez całe swoje zycie obcinali je sobie na wzajem i nikt nie wie dlaczego wynosili je do starego domu..

labirynt

…spieszę się rano do pracy. Zakładam buty, ubieram płaszcz, cofam się jeszcze do pokoju po klucze, które leżą na stole i wychodze z domu.. Otwieram drzwi do mieszkania ale zamiast w korytarzu , znajduję się ku własnemu zdziwieniu w Ady pokoju! Jestem zaskoczona!? Przechodze przez jej pokoj, znow wchodze do przedpokoju…Podchodze do drzwi, ponownie je otwieram i …jestem we własnej kuchni! Biegne znów przedpokojem do wyjścia, otwieram raz jeszcze drzwi i znajduje sie spowrotem w swoim pokoju…. Poczułam się jak w pułapce. Spiesze sie do pracy a nie moge wyjśc z domu bo za kazdym razem znajduje sie na zmianę u siebie w pokoju, u Ady albo w kuchni.. Nerwowo przechodziłam przez pomieszczenia i miałam wrazenie ze jestem w labiryncie. Trwało to piekielnie długo.. Biegłam wciąz w kierunku drzwi wyjściowych i martwiłam sie ze nie wyjde z domu…Co jest grane? Spóźnie sie do pracy! Po kolejnej próbie znow znajduje sie w przedpokoju. Przystanełam i przyglądam się drzwiom. Boje sie je otworzyc, że znów zaprowadzą mnie spowrotem do mieszkania…Podchodze powoli i otwieram…uchylam ostrożnie i widzę przez szparę korytarz…..uuuf… Odetchnęłam z ulgą, koszmar się skonczył i chyba ktoś zrobił mi tylko głupi kawał. Zadowolona wychodze, zamykam za sobą drzwi przekręcając w nich klucz i podchodze do windy. Naciskam guzik i uradowana czekam…Winda podjezdza. Otwieram drzwi , zeby do niej wejść…………………i co?
jestem znów we własnym mieszkaniu……..

pikantna sztuka

„W marzeniu sennym rzadko występuje rzeczywiste wydarzenie w sposób wierny, bez domieszek”
Leży przede mną na podłodze białe płótno, na którym gotowa jestem puścić wodze fantazji. W ręku trzymam pędzel, patrze na poukładane obok puszki z farbą i dociera do mnie pewna myśl- pragnienie. Mam ochotę namalować pikantny obraz. Ta myśl jest wielka i muszę ją  jak najszybciej zrealizować . Chcę aby było to widoczne na obrazie w dosłownym tego PIKANTNEGO słowa znaczeniu. Pobiegłam do kuchni i chwyciłam w rękę buteleczke z zielonym sosem chili. Uradowana wróciłam z powrotem do pracowni, wlałam całą zawartość zielonego chili do puszki z zieloną farbą i z radością wzięłam się do dzieła  twierdząc, że to właśnie o to mi chodziło )) Niestety nie pamiętam co ów pikanteria przedstawiała ;)

Słoik morderc(z)y

Bzdurny koszmar…))
Usłyszalam w wiadomościach informacje, ze pewien bandzior, morderca wielu ludzi zbiegł i jest poszukiwany listem gonczym. Przedstawione zostało jego zdjecie oraz duży słoik z trucizną, którą morduje swoje ofiary. Nastepnie wchodze do swojego mieszkania i odczuwam czyjąś obecnośc. Jestem przerażona i z niepokojem wchodze do salonu. W salonie, na samym srodku stoi szafa, taka wąska, jednodrzwiowa. Wiem, że za nią ktoś stoi! Boje sie jak cholera. Podchodze do szafy i widze w drzwiach wizjer, w który zaglądam i sprawdzam czy stoi ktoś po drugiej stronie…hmm, no tak, po drugiej stronie szafy. Niestety ktoś zakrył go dłonią i widzę tylko ciemność. Strach mnie paralizuje jeszcze bardziej i mysle sobie, ze zaryzykuje i zerknę za szafę z boku…Wychylam głowe i nagle szafa sie na mnie z hukiem przewraca a zza niej wyłania sie twarz mordercy trzymającego w rekach ten właśnie SŁOIK. Zaczynam krzyczec przez sen i wołać Łukasza…
I na szczescie był blisko.

~ah , jakie to straszne było! haha

Nieznany wymiar snu

Nad ranem , ok. godz. 4 tej (choć prawdopodobnie ta godzina też mi się śniła) znalazł się w moim łózku jakiś nieznany człek… Czy on spadł czy się znalazł ot tak po prostu, to raczej nie można tego w żaden sposób skonkretyzować…On się zjawił jak torpeda zrzucona z sufitu….żeby nie powiedziec skądś bardziej wyżej…..przedzierając się przez wszystkie pięć sufitów nade mną! Ten przerażony człek z rudawymi kędziorami ujrzawszy mnie w jeszcze większej trwodze, opowiedział mi krótką historię, która wyjaśniła co nieco , choc prawde mówiąc zapętliła tym samym jeszcze bardziej moje postrzeganie całego tego irracjonalnego świata ( świata snów rzecz jasna). Kędzior rzekł, iż od dlugiego czasu miewa potworne koszmary, z którymi nie może już sobie dłużej poradzić. Postanowił poprzez świadomy sen okiełznać ów problemem. I tak też w momencie trwania jego koszmaru, zaczął świadomie wpływać na to co się dzieje, i już prawie był w stanie odpędzic złe demony…kiedy to nagle stała się rzecz dziwna i dla niego i dla mnie tym bardziej. Świadoma ( jakby się miało wydawać) ingerencja spowodowała , że wypadł z własnego snu i wskoczył do mojego. Jakby zdarzył się błąd i Kędzior przetransportował się z jednego mózgu do drugiego… Czy to bład czy nie błąd, fakt jest taki , że Kędzior bez pukania znalazł się w moim śnie i przestarszył mnie nieziemsko…

Chyba ze to może wcale nie był błąd?

Mr & Ms Malbec

Ostatnio miewam jakieś krótkie sny. Dzisiejszej nocy Łukasz pojechał do urzędu wymienić nasze dowody osobiste na nowe, a po drodze coś mu strzeliło do głowy i wymyślił, ze pozmienia nam nazwiska. Kiedy wrócił do domu, pokazał mi nasze nowe dokumenty, w których mieliśmy wpisane „Mr i Ms Malbec” :)))

~czyżbyśmy za duzo wina pili? ;)

rozmowa w sprawie pracy

Śniło mi się dzisiaj, że poszłam na rozmowę o pracę. Niestety nie mogłam wyciągnąć od pani informacji, czym miałabym się zajmować w tej firmie, za to dowiedziałam się, że muszę na początek kupić sobie 40 par spodni.

Osiedle Gryfinów

Przyśnił mi się pewien człowiek o imieniu Gerard. Gerard mieszka w Łodzi od niedawna. Spotkaliśmy się i rozmawialiśmy o fotografii oraz przeróżnych inspiracjach. W końcu przeszliśmy do ciekawszych miejsc, które znajdują się w Łodzi i Gerard zapytał mnie, czy widziałam kiedyś takie osiedle „Gryfinów”. Oczywiście nie byłam tam nigdy, wiec mój znajomy stwierdził ze koniecznie musimy tam pojechać i muszę zobaczyć to miejsce. Pojechaliśmy tam samochodem, a później szliśmy pod jakąś stromą górę dosyć długo, przedzierając się przez gęste chaszcze. Kiedy byłam już na samym szczycie wzgórza, przed moimi oczami rozlał się widok czegoś nieprawdopodobnego. Było to bardzo stare osiedle wieżowców, które były zbudowane na kształt (elektrycznych? na pewno nie akustycznych:D) gitar. Wszystkie Stały nie równo, jakby ktoś powbijał je w ziemie jak wykałaczki w owoce kasztanowca. Gerard mi powiedział, ze to osiedle nie jest tu jedyne, że są w pobliżu jeszcze inne , na których stoją bloki np. w kształcie filiżanek. Dodał jeszcze, ze nikt nie wie kiedy i kto to zbudował, oraz ze te miejsca nie mają żadnego administracyjnego zarządcy , a mieszkańcy są tu zupełnie przypadkowi…i stojąc tak, pokazuje mi palcem do góry, wskazując na najwyższy punkt jednego bloku i mówi- zobacz! tam w gryfie przy drugim kluczu jest okno mojego znajomego.

nietypowy załącznik

Pracuję nad swoją stroną www. Chcę koniecznie wrzucić spory kawałek treści z mojej książki , którą mam w domu. Bardzo nie chce mi się tego przepisywać, wiec zaczynam kombinować. Zmieniam jakieś opcje, szukam, coś przestawiam, coś wpisuję w kodach i zaraz potem robię test. Wchodzę w daną podstronę, na której ma być zamieszczony tekst z ksiązki. Pojawił się tam przycisk ” dodaj załącznik”…klikam go i ku mojemu zdziwieniu otwiera się okno z widokiem na mój stolik w domu, na którym lezy ksiązka , w dodatku mogę na nią kliknąć i ku jeszcze większemu zdziwieniu, ksiązka dodaje się jako załacznik )))) Test się udał! haha

nie patrz olbrzymom w oczy (;)

…lecę z moją Kiwaczkową zepsutym samolotem ))) Samolot jest mały i trzęsie nim na wszystkie strony a my jesteśmy w nim tylko dwie. Do tego okazuje się, ze mamy tylko jeden spadochron. Zaczynamy w jakiejś śmiesznej panice zastanawiac się nad tym, jak to zrobic, żeby skoczyc razem i jednocześnie przezyc. Nie miałyśmy zbyt wiele czasu na rozważania, która propozycja jest najlepsza. Wymyśliłysmy, ze zwiążemy się liną, po czym nagle stwierdziłyśmy ze jednak ten pomysł nie jest najlepszy bo może nas uśmiercić w locie, jako ze lina może się którejś z nas zaplątac na szyi ;) W rezultacie splątałysmy się nogami, objęłyśmy rękami i wyskoczyłyśmy w nieznaną przestrzeń. To, co działo się po wyskoczeniu z samolotu nie potrafie opisać, ponieważ doznanie było takie , jakbym zrobiła w koncu coś, na co pół zycia czekałam. Byłysmy w tak radosnym nastroju, ze nikt patrzac z boku nie domyslłby się, ze własnie dokonałyśmy niezwykłego samoocalenia z katastrofy lotniczej. Lecąc widziałysmy z daleka nasz dymiący samolot a pod nami roztaczała się niekończąca woda. Gdzieś nagle wylądowałysmy na wyspie, którą (ku naszemu zdziwieniu) zamieszkiwały dziwne, pokrzywione OLBRZYMY – dokładnie wyglądające jak postać Karla z filmu „big Fish” (Matthew McGrory )-( haha, ta postać tu nie pojawiła się przypadkowo) Na koniec, wazną cechą olbrzymów był fakt, iż patrząc im prosto w oczy- wykazywały agresję, natomiast nie patrząc – stawały się przyjazne ;)

mURderOuSLy

Zrobiłam sobie w domu seans filmowy. Włączam dvd i zamieram…
Film jest przerażający, ponieważ przedstawia zapis morderstwa na mojej osobie!
Jakiś czas później, jadę tramwajem do pracy. W ciasnym tłumie odczuwam na sobie nieustępliwy wzrok. Dostrzegam w nim twarz mordercy z mojego filmu. Nogi uginają się pode mną, czuje paraliż i już wiem, ze nie dojadę dzisiaj do pracy, że to jest ten dzień, w którym morderca ma mnie zabić… Zaczynam przypominać sobie dokładnie z filmu, co się zdarzy chwila po chwili…Pamiętam wszystko bardzo dokładnie… Kierunek, w którym jechałam mimo woli, nagle się zmienia. Wysiadam zupełnie po innej stronie miasta. Jest tam duzy park, z którego rozpościera się ogromny las. W tym lesie własnie mam zginąć. Jednak mam świadomośc ( dzieki filmowi) że mogę mieć na to wpływ. W lesie czekają na mnie pewne zadania do wykonania. Jeśli któregoś nie zrobię- morderca mnie zabije, ale jeśli wykonam wszystkie dobrze- to będę ocalona. Jestem już w ciemnym lesie…Biegnę przed siebie, oglądając się dookoła czy przypadkiem nie czyha na mnie twarz mordercy.. Przedzieram się przez gałęzie, gdzie naraz podbiega do mnie kot i zaczyna łasić się do mojej nogi…Przypomniało mi się z filmu, że muszę temu kotu uratować życie, wyjmując mu z gardła śmiertelnie duży patyk. Robię to i biegnę dalej.. Po jakimś czasie, widzę pod jednym drzewem rozłozoną moją deskę do prasowania, na której leży Ady t-shirt z napisem „galactic football”. Napis jest cały pomarszczony, jakby zniszczony pod wpływem gorącego żelazka, które stricte stoi na desce i podłączone jest do drzewa…(hehe). Jednak nie jest mi wcale wesoło, bo nie pamiętam co ja muszę zrobić z tym dziwnym zadaniem…Wiem za to, ze już jest blisko do końca lasu…a na samym jego końcu znajduje się drewniany domek, do którego jeśli trafię – będę uratowana. Biegnę więc dalej, po czym odkrywam, ze mam w kieszeni płytę CD zespołu rockowego, w skład którego wchodzą chłopaki z programu MythBusters . Jeden z nich jest moim kumplem. Robiąc po drodze jeszcze jakieś zadania, o których już nie pamiętam, dobiegam do drewnianego domku, obok którego bawi się córka mojego kumpla – Alicja. Ostatnia rzecz która towarzyszyła mi podczas tego cudownego samouratowania , była myśl :”Alicja w krainie czarów” Wbiegłam do domku, gdzie chłopaki z MythBusters grali na gitarach , budząc mnie z triumfalnie miażdżącym sukcesem na twarzy.

Nowe Zasady

I kto by pomyślał, że podświadomie w tak natrętny sposób obawiamy się ograniczeń, nawet jeśli nie ma ku temu kompletnie żadnych przesłanek…;)

Maj lov, wraca po 3 miesięcznej podrózy do domu i na dzien dobry wręcza mi do ręki kartkę, mówiąc, że są to nowe zasady, które będą obowiązywać w tym domu po jego powrocie, oraz ze wprowadza je w życie zaraz po świetach. Biorę kartkę do ręki i czytam…
1- Najpóźniej w domu mam być o godzinie 19.00 każdego dnia
2- Nie wolno mi spotykać się samej ze znajomymi
3- Nie wolno mi nosić krótkich spódniczek
4- Nie wolno mi pić wina już do końca życia
5- Nie wolno mi zapalić już nigdy ani jednego papierosa!

Hahah….wnioskuję, ze mogę się chociaż przerzucić na wódke i choc jej bardzo nie lubię, tak chyba po tym co tu przeczytałam, pozostanie mi się z nią mocno zaprzyjaźnić……))))))

NEUROMEZPHARMA

NEUROMEZPHARMA…
Między innymi takie i jeszcze bardziej dziwne wyrażenia, wymyślamy wszyscy każdej nocy gdy nasz mózg przełączony jest na zupełnie inny bieg..;) Najlepsze jest to, że kiedy zapisałam to o 4 nad ranem, nie zapalając nawet światła , wydawało mi się to zupełnie oczywiste i naturalne. Dopiero rano, po wypiciu otrzeźwiającej kawy, śmiech człowieka rozsadza, czytając takie bzdury. )) Często żałuje, ze nie można zarejestrować (np. w postaci kamery;) całego tego dziwnego świata z odmiennego stanu świadomości. Żylibyśmy wtedy dwa razy mocniej.

Neuromezpharma, jest to nazwa narkotyku, którego istnienie w życiu mojej Ady , doświadczyłam przez całkowity przypadek, przyłapując ją na gorącym uczynku. Ada została tym poczęstowana przez grupę kolezanek i kolegów, mysląc, że sa to witaminy. Jak się okazało, ten niewielki okruch siał ogromne spustoszenie w organizmie, uszkadzając w duzym i nieodwracalnym stopniu komórki nerwowe, dodatkowo powodując bezpłodność.
…No i była potem cięzka rozmowa.

~Nawet jeśli ktoś ma Cudowne Dziecko , to sny nie pozwolą zapomnieć, ze jednak równowaga musi być. Trzeba tylko je pamietać…;) >

( neuromezpharma- na trzeźwo bardziej przypomina nazwę leku niż spustoszyciela;)

lekarz rodzinny

Padłam ofiarą szerzącej się zarazy.  Na mojej twarzy pojawiły się wielkie pęcherze wielkości winogron, wypełnione przezroczystym płynem. Udałam się do przychodni, w której okazało się,  że moim lekarzem rodzinnym był Leon Niemczyk! Z dalszej częsci snu wnioskuję, ze był bliską mi osobą.  Kazał mi przypomnieć sobie dokładnie z kim ostatnio się widziałam, bądź witałam, aby znaleźć przyczynę zarażenia. Poinformował mnie o strasznym wirusie, który rozprzestrzenia się z przerażającą prędkością i że ja chyba niestety go złapałam..  Skojarzyłam od razu, ze spotkałam jakiś czas temu pewną kumpelę ( Moniko P. wybacz! haha) która wyglądała identycznie jak ja teraz. W miedzy czasie w przychodni działo się jeszcze mnóstwo dziwnych rzeczy, których kompletnie nie rozumiem i nie potrafie opisać. Wchodzili i wychodzili dziwni ludzie i  co lepsze rownież zwierzęta! Leon Niemczyk wciąż gdzieś wychodził i wracal, sprawiał wrażenie osoby bardzo dobrej i ciepłej, chyba chciał wszystkim pomóc na raz.  Umowiłam sie z nim na kolejną wizytę i kiedy przyszłam to nikogo nie było. Przychodnia była całkowicie pusta. Wydawało mi sie to bardzo dziwne, wręcz niepokojące. Leon nigdy sie nie spóźniał!  Postanowiłam, że pójde do niego.  Jakimś dziwnym trafem, okazalo sie nagle, że miałam w kieszeni klucz do jego mieszkania.  Ide ulica i widzę go zmierzającego w moim kierunku po drugiej stronie chodnika. Ucieszyłam się i zaczęłam biec do niego  lecz zatrzymuje mnie  nagle widok  podbiegającego do Leona dresiarza w czerwonej czapce na głowie. Dresiarz trzyma w reku pistolet i strzela do Niemczyka dwa razy. Leon upada a po chodniku leje się krew.. Siedze później w jego pustym mieszkaniu i tulę w rekach jego ulubiony koc

Synestezja nieświadoma

…dzwoni do mnie Kumpela. Słyszę w jej głosie ogromne podekscytowanie  tym, gdzie się znajduje. Mówi, że koniecznie muszę do niej przyjechać, bo trafiła w miejsce, które zachwyci mnie do obłędu. Proszę ją o zdradzenie chociaż kilku najmniejszych szczegółów, na co Kasia mówi ok., to słuchaj uważnie…Zaczynam słyszeć w słuchawce jakieś  znajome melodie , ale…jakby je ktoś wygrywał na harfie..? Przyjemnie płynące dźwięki, ktore działały w jakiś niesamowicie błogi sposób, do tego stopnia, że dostałam tak zwanej ;) gęsiej skórki. Zaintrygowana pojechałam do niej. Jestem na miejscu, wchodze do środka i widzę przed sobą duży napis “instytut badań dzieci muzyką”. Pomieszczenie na samym wejściu mnie zachwyca. Wszystko jest w kolorach żołtego , czerwieni, błekitu, turkusu i zieleni… Ściany i podłoga otulone są miękkimi  kolorowymi materacami- przypominało mi to trochę  figloraj.  W rzeczywistości odbywały się tu pewnego rodzaju terapie. Za chwilę znajdujemy się w miejscu, gdzie Kasia  pokazuje mi z wielkim zaangażowaniem, na jakiej zasadzie dziala to wszsytko.  Siada się obok wysokiego, okrągłego słupka ( coś jak rura basenowa) w którym jest na końcu wystająca dziura (przypominająca właśnie koncówke zjeżdzalni na basenie) . Pod spodem są guziki. Jeden z nich trzeba nacisnąć, po czym zaczynają wypadać do długiej miękkiej szyny kolorowe farby w pojemnikach z kolorowymi nakrętkami. Farby te mają być kolorem nut z których później maluje się muzykę…Zanim jednak namaluje się muzykę, naciska się inny guzik, po którym wyskakują kolorowe kule grające przeróżne melodie! Okazuje się, ze kolorowe kule, sa nutami! W melodie trzeba sie dokładnie wsłuchac i zapamietac dobrze kolory nut… Następnie bierze sie ze soba kolorowe farby w pojemnikach, ktore wypadły za pierwszym razem i przechodzi sie dalej do wielkiego stołu, na którym trzeba namalowac to co sie usłyszało… Jestem pod ogromnym wrażeniem…Jak w transie zaczynam to wszystko robić po kolei … Następnie dochodzę do wielkiego stołu, otwieram farby i zaczynam nabierać je w całe dłonie.  Zamaszystymi ruchami maluję po całej powierzchni , przy czym doznaje szoku, ponieważ każdy ruch , kazde mazidło  zaczyna wydawac dźwięk, co powoduje ze zaczynam sie skupiac nad tym co uslyszalam wczesniej i wiem mniej wiecej od jakiego koloru ( dźwieku) musze zacząć, żeby melodia była taka sama, jaką usłyszalam… Zaczynam się bawić, komponować , maluje całymi rękami  po całym stole… Z dziką fantazją tworzę wysublimowane wzory… Muzyka chwilami wychodzi zupełnie inna ale podoba mi się to  i bawie się tym z fascynacją… Nie mogę uwierzyć, ze to co maluje wydaje dźwięki, wrecz gra cudowna muzyka! W rezultacie udaje mi sie namalowac to co usłyszalam w pierwszej wersji. Jestem cała usmarowana farbami, ręce mam dosłownie brudne do ramion i nie mogę się nadziwić, ze ktos wymyslil coś takiego, zeby leczyć dzieci ?!

Separavi

Była straszna burza. Siedziałyśmy z Adą w domu, gdzie w pośpiechu i w jakimś dziwnym strachu zamykałyśmy okna. Burza szalała opętanie, na zmianę grzmiało i błyskało w mocnym echa brzmieniu. Zostało nam jeszcze jedno okno do zamknięcia- w kuchni…Biegnąc, nie zdążyłyśmy i nagle trzasnął piorun z taką siłą, że… zemdlała Ada. Przestraszyłam się, sądząc ze w nią uderzył. W błyskawicznym tempie próbowałam zlokalizować czy nie dostał się do domu, po czym zabrałam się za reanimację Ady. Leżała na podłodze nieprzytomna. Podniosłam ją delikatnie, chwyciłam jej twarz w dłonie i zauwazyłam, ze jej usta są całe fioletowe, jakby wysmarował jej ktoś flamastrem! Po chwili dotarło do mnie, ze to nie zaden mazak tylko moje wino , którym to ostatnio zachwyciłam się smakiem….!

(Wino, które wyprodukowano z winogron Saperavi (Saperavi – oznacza farbiarza) pewien gruziński gatunek późnego okresu zbiorów, który otrzymał tę nazwę dzięki występowaniu w jego jagodach substancji barwiących.)

Trzymałam ją na rękach patrząc na jej usta i w pełnym przekonaniu stwierdziłam, ze to żadne omdlenie i żaden piorun! Moje dziecko, ot po prostu…..upiło się moim winem i ślad po nim zdradził wszystko…

;)

rejs po Aleksandrowskiej

Ten sen  jest jednym z tych, które lubią porażać absurdalnością.

Sniło mi się, że wracaliśmy w nocy od Kiwaków ( kto ich zna, ten wie;) Otóż, cały absurd polega na tym, że zamiast w taksówkę ( jak to zwykliśmy robić) wsiedliśmy pod ich blokiem w mega długą drewnianą, jednowiosłową łódź – jak domniemam po prostu gondolę. Gondola zdawała się być nienaturalnie długa. Miała może z 10metrów i była również dziwnie i nienaturalnie plastyczna. Wyginała się na wszystkie strony, jakby była z gumy. Droga powrotu do domu była prawie ta sama co zawsze. Prawie, tzn tym razem wszystko było pokryte wodą. Ulicami płyneły rzeki, jednak wszystko inne było na swoim miejscu, tj np. światła drogowe i przystanki. Od samego początku, kiedy wypłynęliśmy spod klatki Kiwaczków, Łukasz nie prowadził naszego onirycznego pojazdu z rozsądkiem.. Miałam wrażenie, że podczas zakrętów tracimy panowanie nad tym co się dzieje i zaraz się przewrócimy oraz utopimy. Wiosłował bardzo szybko, przyprawiając mnie tym samym o zdenerwowanie, tym bardziej że ja siedziałam na czubku gondoli a On w drugim końcu..
Płynęliśmy ul. Aleksandrowską , gdzie zatrzymalismy się na czerwonym świetle (skrzyżowanie Traktorowej/Aleksandrowskiej) Nie wygldało to wszsytko dobrze ani tym bardziej normalnie. Zamiast słupa z oświetleniem widzieliśmy przed sobą przeogromnie wybujały przerost srebrnego- matowego kranu, który miesci się w kuchni Łukasza w Poznaniu ( kto widział- ten wie;) Na kranie wisiały światła, które tak naprawdę się nie świeciły, ponieważ były z tektury. Wykonane były jakby na zajeciach plastyki w szkole podstawowej, wycięte nawet niezbyt dokładnie… Na szczęscie kolory się zgadzały: czerwony, żołty, zielony…..
Gdzieś na którymś już z kolei skrzyżowaniu, spotkalismy ludzi, również siedzących w takiej gondoli. Ich rejs po Aleksandrowskiej był chyba bardziej wesoły, wszak śmiali się na całą ulicę (o, przepraszam- rzekę) i mieli na sobie kolorowe pióra , przez co wyglądali niczym wracający prosto z Rio de Janeiro. Coś do nas krzyczeli, ale kiedy chciałam im odpowiedzieć to obudził mnie budzik…

Felicjantka

co za beznadziejny koszmar!
i muszę dodać na wstępie, że nie lubie  gier komputerowych! Za policjantami  też jakoś specjalnie nie przepadam [ ;)]

Śniło mi się dzisiaj że byłam policjantką  i będąc na służbie z innymi kolegami policjantami mieliśmy złapać seryjnego morderce, który atakował poprzez gry komputerowe. Wnikał w umysł gracza i robił z nim co chciał.  Wsiedlismy pojedynczo w CAłE skórzane, czarno-zółte sportowe samochody, którymi można było przedostać się do  świata komputerowej gry.  Kiedy ruszylismy gra się zaczęła i morderca poczuł krew. Lecz prawdziwy horror się zaczął, kiedy  poczułam, ze to mnie sobie upatrzył na swoją ofiarę. Przeszywający ból w mojej szczęce był tak okrutny ze nie wiedziałam co ze sobą zrobić…Szarpanie dziąseł, kłucie, wiercenie to słabe określenia tego co czułam. Wiedziałam juz ze siedzi w mojej głowie i zaczyna swoją zabawę..Powykręcało mi z bólu całą twarz. Błagałam w duchu o pomyłkę. Niestety bol wszystkich zębów tak mocno się nasilał że poczułam nagle jak wszsytkie zaczynają się poruszać. Językiem zaczęłam ich dotykać a one zaczęły wypadać jeden po drugim az w koncu wyplułam wszystkie zęby….Dalej juz czułam ze jestem przywiązana do czegoś (?) Błagałam, prosiłam , płakałam ….i w koncu krzyknęłam – dzieki czemu nastał poranek i wszystko zniknęło…

Kropiwnicki potrafi

…prezydent naszego miasta  szaleje!
Dziś miałam sen, że Kropiwnicki wprowadził w Łodzi, do użytku testowego, mega szybki pojazd, który leciał nad ulicami miasta. Była to kapsuła w kształcie jaja, prawie cała przezroczysta, która startowała, jakby wystrzelona z procy, z ul. Narutowicza ( przy TV) a stacją docelową było  lotnisko. Wzbudziło to bardzo szerokie zainteresowanie, bo pojazd przemieszczał się naprawdę w błyskawicznym tempie. Zabrałam więc Adę, żeby to przetestować. Do kapsuły mogło wejśc tylko 9 osób. Siadało się w granatowym miękkim fotelu i zapinało się kilkoma pasami wzdłuż i wszerz. Kiedy kapsuła została wystrzelona, poczułyśmy jak mocno nas dociska do fotela i lecimy z mocną prędkością w górę, po czym w jednym momencie, prędkość obróciła lekko kapsułę , tak, az się przestrzaszyłam, że będziemy lecieć do góry nogami..!  Lecz za  chwilę wszsytko się wyrównało i już lecieliśmy idealnie… Nastepnie, kiedy tylko zlapała równowage, otworzyły się w kapsule jakies części,  i wszystkim wystawały głowy na zewnątrz! I to było wow…! Nie mogłysmy się nadziwić widokami…Nie wiem skąd i jak, ale nagle przelecieliśmy nad kanałem La Manche, a później dojrzałam z góry Piramide Cheopsa. I to tyle co pamiętam dokładnie. Tych widoków było dużo więcej, ale tylko te dwa zapamiętałam tak szczególowo. Kapsuła wylądowała gdzieś na jakiejś plaży, i wyskakując z niej, chlupaliśmy stopami po wodzie a stamtąd niby miał być już rzut beretem na lotnisko….

advanced toilet

…przyjeżdżam do pracy. Moje biuro jest dziwnie udomowione. Jest w nim mnóstwo kwiatów i… o zmoro – wiszą firanki! ( brrr) Krzątam się po biurze, jak to zwykle robię od rana. Nagle mój wzrok przykuwa wejście do toalety, a właściwie ściana obok wejścia, na której wisi jakiś tajemniczy wieszak, którego nigdy wcześniej tu nie było(?)  Na wieszaku wiszą malutkie kluczyki, gdzie pod jednym jest przypięta kartka z napisem „SIUSIU”! Robię wielkie oczy, dziwiąc  się potwornie  o co chodzi i po co Edyta powiesiła tu coś takiego?! Zaintrygowana wchodzę do WC , patrze… a deska klozetowa zamontowana jest nowa…  o bardzo niebanalnym wyglądzie… No, w każdym razie nigdy wcześniej takiej nie widziałam! :))  I co mnie zaskakuje oraz dziwi dalej to fakt, że ta wymyślna deska podzielona jest na 3 części, każda zamykana na srebrny zamek, który trzeba było tym małym kluczykiem sobie otworzyć… Stoję,  patrze  i nie wierze ,  co ta Edytka wymyśliła, i  jak ja niby teraz mam się zmieścić na jednej trzeciej deski, żeby zrobić siku!? haha

sezon żuli

nie wiem co to za symbolika, ale to chyba „hollyłódź”  na mnie tak działa…

Sniło mi się dzisiaj, że szłam ulicami miasta…Po części było to Opole, po części Łódź i chyba też Kraków. Spacerowałam i rozglądałam się dookoła. Wierzyć mi się nie chciało w to, co widziałam. Na chodnikach, pod murami leżeli żule, praktycznie na każdej ulicy były ich grupy. Niektórzy pojedyczno siedzieli a inni po dwóch lub trzech. Pobici, spuchnięci, fioletowi na twarzach, z porozbijanymi glowami, śmierdzący na kilometr…. a obok nich były usypane wielkie stosy jabłek, w dużej częsci mocno nadgnitych. Żule, resztkami swoich pijackich sił, z nożykami w rękach obierali jabłka…? I choć podobno jabłek się do tego celu  nie obiera, tak oni obierali je na wino, albo raczej na jabcoka ..;) Tak w moim śnie wyglądał sezon żuli. Jak widać, żul pracy się nie boi i nawet robi sobie zapasy na zime….

;)

pieszczenie prądem…

szykuje sobie kąpiel z pianą… Wanna jest już napełniona wodą po brzegi. Zanim się w niej zanurzam, sprawdzam dokładnie, czy wszystko w łazience wyłączone jest z prądu…(?) Mówię sobie, ze jest ok i wchodzę do wanny. Leżę w niej, rozkoszując się mokrą przyjemnością, która mnie otula spotęgowaną puszystą pianą… Zaczynam znów myśleć o prądzie. Utwierdzam sie po raz kolejny w przekonaniu, ze wszystko dokładnie sprawdziłam i że nic mi nie gorozi.. Patrze na swoje stopy, obok których pływa w wodzie prysznicowa słuchawka.. Dotkęłam jej palcem i stało się coś , czego własnie potwornie sie bałam…( nie wiem dlaczego, ale zazwyczaj takie sny, śnią mi sie w zwolnionym tempie) Poczułam nagle przeszywający mnie prąd, biegnący od stóp, po łydki, kolana, uda…aż do rąk i głowy – stopniowo, z przerażającym, kłująco – piekącym bólu, którego nawet nie potrafie opisać…Jakbym czuła wydarte z siebie ciało z atakiem konwulsji. Wyskakuję szybko z wanny, wycieram się ręcznikiem i oglądam swoje dłonie. Wydaje mi sie, że się świecą a do tego wyglądają, jakby  były nie moje! Jestem ciekawa, czy całe moje ciało tak wygląda. Wychodzę w pospiechu z łazienki, zeby sprawdzić to w dużym lustrze, lecz euforyczna ciekawość mnie budzi…

szkoda… mogłam się zorienotować, że śnie, mogłam to pociągnąć dalej….ehh ( mogłoby być całkiem ciekawie… ;)

telefon od ducha

dzwoni mój telefon…
wyświetlacz pokazuje, że to dzwoni Asia…(!?)
Osłupiałam, bałam się odebrać, nie wiedziałam co zrobić…a komórka dzwoniła i dzwoniła… Przecież Asia umarła dwa lata temu- to jak mogła do mnie dzwonić??? Przestraszona, w końcu odebrałam i słysze jej głos w słuchawce…” no nareszcie odebrałas?!” Byłam w szoku, nie wiedziałam co powiedzieć, zaczęłam się jąkać i pytam ją, skąd do mnie dzwoni??? a ona mówi do mnie, jak gdyby nigdy nic, że przecież umawiałyśmy sie na dzisiaj! Byłam przerażona i się obudziłam…a serce mi waliło jakbym rozmawiała z duchem…

…sen był tak realny, że w ciągu dnia poczułam gdzieś jej zapach perfum..
i jak tu trwać przy zdrowych zmysłach?

nitka dentystyczna

W dręcząco krępujący sposób czułam, że wystaje mi z zębów prawdopodobnie nitka dentystyczna, która być może gdzieś mi utknęła, zaplątała się, czy diabli wiedzą co jeszcze… Natręctwo języka próbowało dokładnie zbadać samym koniuszkiem cóż to może być i czemu nie chce wyjść…Niestety , bez lustra nie poradziłam sobie. Podeszłam i zobaczyłam w końcu na własne oczy powód mojej udręki. Nitka. Otóż to, zwykła nitka dentystyczna. Chwyciłam w palce i zaczęłam ciągnąć… Ciągnąć….i ciągnąć….! (?) Okazuje się, że nitka chyba nie ma zamiaru mieć końca! Odplątuje się pojedynczo z każdego mojego zęba, jakby każdy jeden był owinięty dookoła pętelką. Zaskoczenie moje było przeogromne, skąd się w ogóle coś takiego wzięło w moich ustach!? Zaczynam pociągać dalej a nitka wychodzi i wychodzi…..i wychodzi…i jest coraz dłuższa a moje oczy ze zdziwienia coraz większe…! Odplątała się już ze wszystkich zębów i trzymam ją wyciągniętą przed sobą, na długość ok 25 cm! Ale czuje ze nadal tkwi we mnie. Pociągam dalej i zaczynam czuć że wychodzi mi z gardła! Ja piernicze, nie wierze…! najpierw wszystkie zęby owinięte jeden po drugim a teraz jeszcze siedzi w moim gardle a może i nawet w żołądku? Pociągam dalej i czuję dokładnie, jak przesuwa się wewnątrz mnie, jakby było coś na końcu tej nitki, co mnie łaskocze w przełyku… W końcu, poczułam że łaskotka przesuwa się coraz wyżej i dochodzi do gardła…Okazało się , że była to gaza opatrunkowa, która się rozpruła i stąd ta nitka z zewnątrz…W mojej głowie pojawiło się wiele pytań na które chciałam znaleźć odpowiedź, min. dlaczego miałam zaplątane wszsytkie zęby?! Niestety nie zdążyłam bo się obudziłam…;)

new trend-666

…jesteśmy z wizytą u znajomego w domu. Siedzimy, rozmawiamy…pijemy kawę. Czas miło upływa , tylko ja jestem jakaś dziwna, niespokojna, wręcz nie mogę się skupić na rozmowie bo intryguje mnie urządzenie, które stoi na podłodze i nikt o tym w ogóle nie wspomina. W dodatku zaczynam widzieć kątem oka , że co jakiś czas pojawiają się na ścianie, w różnych miejscach przedziwne obrazy (?) Próbuję w milczeniu obserwować co się dzieje, tylko im dłużej zaczynam się w to wkręcać, tym bardziej zaczynam wątpić, czy to dzieje się naprawdę..? Zerkam na Łukasza, on na mnie też … i nabieram przekonania, że on również to widzi, ale tak samo jak ja postanawia trwać w milczeniu z obawy, że wyjdzie na głupka bo to absolutnie nie dzieje się naprawdę?! a gdyby się działo to przecież by o tym powiedział! Obserwuję dalej kątem oka i naraz wyskakuje na całą ścianę wielka twarz diabła na czarno czerwonym tle.. W tym momencie, jak to zobaczyłam to podskoczyłam w duchu i to kompletnie nie ze strachu! Chciałam szturchnąć Łukasza, żeby mu powiedzieć ale nagle ni stąd ni zowąd nasz wspólny znajomy zaczął się śmiać i mówi jak gdyby nigdy nic…” i co, podoba Wam się moja galeria ? „

Pomyślałam, że całkiem fajnie mieć w domu na ścianach wyświetlane cichaczem obrazy….co parę minut inne. Byłam pełna podziwu za pomysł na dekoracje swojego mieszkania, szczególnie kiedy dodatkowo wprowadza gości w totalną dezorientację…..;)

spóźniony happy end

doprawdy niektóre sny są dziwne… I juz nie chodzi o dziwność samą w sobie wyśnioną, ale o pewnego rodzaju kontynuację, która też nie była kontynuowana jednej nocy… lecz po dwóch latach.
Spisałam wtedy sen na kartce, mimo iż nie było właściwie w nim nic szczególnego. Był po prostu bardzo wyraźny i kolorowy.

…znalazłam na allegro buteleczki. Bardzo ładne, można powiedzieć, ze wyjątkowe o mocno nasyconych kolorach : fiolet, błekit, róż, zółty, czerwień i zieleń. Były one szklane i dośc małe…Natomiast to, co najbardziej mnie w nich urzekło, to były niesamowicie fikuśne zakrętki. Ich urokliwy wygląd i kształty pamiętam do dzisiaj. Oczywiście wpadając w zachwyt, przeszłam do płatności aby je zamówić. Chcę zapłącić kartą ale okazuje się ze mam błędny PIN, więc smutna i zawiedziona budzę się…nie realizując zamówienia…

…po dwóch latach mam sen. Obsługuję mega dziwne urządzenie na karty płatnicze, z którego wyskakują przedmioty. Podchodzi do mnie mężczyzna i chce kupić bilet lotniczy, płacąc kartą. Podaje mi ją i mówi , że on nie zna do niej PINu, ale jak mu podam swój to będzie ok…(?) Biorę od niego kartę, przesuwam wzdłuż czytnika, wpisuje swój PIN i czekam kiedy maszyna wyrzuci bilety dla niego….Lecz tu nagle zamiast biletów, zaczynają mi wyskakiwać pojedyczno wszystkie kolorowe buteleczki z fikuśnymi zakrętkami, własnie tamte butleczki sprzed dwóch lat! Dosłownie wszystkie. Zaczęłam się strasznie śmiać i cieszyć , opowiadając mojemu nieznajomemu  o tym, jak bardzo chciałam kiedyś to kupić ale nie mogłam bo karta mi sie popsuła…

do dzisiaj nie wiem, jak to możliwe, zeby na takiej przestrzeni czasu dopisał się happy and…?

i jaki z tego wniosek…? ;)

Stefan

Stefan.
Ma to być mój nowy kot, którego w końcu po dłuższej przerwie postanowiłam sobie kupić. Jade do sklepu z kotami (?) Wchodzę do środka ale zamiast kotów, widzę same siedzące na patykach SOWY! Małe, duże, puchate, mniej puchate…białe, czarne oraz szare. Patrzyły na mnie w jakiś taki wyjątkowy sposób , że najchętniej wzięłabym je wszystkie do domu. Byłam tak zauroczona tymi pięknymi sowami, że o kocie zapomniałam w jednej chwili. Nie wiedziałam tylko którą sowę wybrać…? Podchodziłam do każdej, patrzyłam jej w oczy…i zauważyłam że tylko jedna ma kolorowe obwódki wokół wielkich okrągłych patrzałek, przez co wyglądała jakby była w okularach! (przynajmniej tak mi się skojarzyło) Zdecydowałam się na nią, biorę ją na ręce i widze ze ma kartkę do łapki przywieszoną, na której jest napisane ” uwaga! zostawia pełno srebrnych piór”. Pomyślałam: trudno, taki może ma być właśnie Stefan…

wytwór onirycznego trupa…

Przeżycie niewyobrażalnie smutne, aż trudno opisać początek… Trudno też o tym przestać myśleć, gdy tak wyraźne są doznania, nawet jeśli są tylko senną fanaberią…Myśl o tym nie byłaby tak bardzo silna, gdyby bladła na jawie…

… umieram podczas porodu swojego drugiego dziecka. W dalszej części, moja pierwsza córka Ada przeprowadza się do Szkocji i mieszka tam ze swoim tatą… Euti wychowuje sam nasze dziecko…
Ja wszystko widzę „ z góry” i nie mogę powstrzymać się od łez. Płaczę, że nie mogę być z nimi, tęsknię i nie jestem w stanie się pogodzić z faktem, ze Ada jest tak daleko od swojego rodzeństwa i nie mam nad tym żadnej kontroli. Narasta we mnie potrzeba kontaktu. Pragnę napisać list do ojca mojego nowonarodzonego dziecka… Zaczynam pisać ale jakoś dziwnie nie mogę…(?!) Próbuję… ale kiedy zaczynam, to wychodzą mi tak wielkie litery, że jedna zajmuje całą stronę…! Zaczynam się denerwować i wyrywam kartki z bloku… Piszę po jednej literze na każdej kartce. Mam wrażenie, że pisząc w ten sposób coś mi umknie, nie zdążę… ale piszę dalej. Po jakimś czasie, widzę dookoła cały stos kartek z bloku z wielkimi literami (niektórymi bardzo ozdobnymi) Cała podłoga jest zawalona kartkami… Próbuję je ułożyć w zdania, które mam de facto w głowie, ale jest tego tak potwornie dużo, że nie wiem czy nie stracę sensu treści…Następnie, coś mi strzeliło do głowy i pomyślałam sobie, ze przecież mogę z tych wielkich liter zrobić swoją własną czcionkę i pisać nią na kompie maile… Kiedy tylko o tym pomyślałam, to znalazł się obok mnie skaner (?!) Zaczęłam każdą literę po kolei skanować i wrzucać na komputerze do specjalnego wektorowego programu ciesząc się, ze napiszę do Eutiego maila moim własnoręcznym pismem…


taki właśnie jest księżyc

Byłam na księżycu.. Jak się tam znalazłam? Sama nie wiem. Chyba przez przypadek.  Jestem zaskoczona krajobrazem tego miejsca! Jest wszędzie całkowicie biało. Wydaje się, jakby cała powierzchnia pokryta była solą, drobnymi mieniącymi się kryształkami, miejscami większymi a gdzie indziej drobnymi jak piasek, który wyglądał jak śnieg..(?) Gorącym dodatkiem do księżycowego krajobrazu, było mocno świecące słońce…Był taki upał, że można było się opalać. Poczułam błogi stan, jakbym była na urlopie. Spacerowałam po białej pustyni w piekielnej gorączce. Obok mnie  nagle pojawił się duży mieniący kryształ. Zaczęłam go rozkruszać na drobne kawałki o przeróżnie fikuśnych kształtach, które chowałam do plecaka dla Ady na pamiątkę z księżyca. Podobał mi się ten wizualny absurd. Gdybym nie czuła tej gorączki na własnej skórze, pomyślałabym , że jest tu zima, a gdybym nie widziała na własne oczy tej porażająco księżycowej bieli , pomyślałabym , że jestem gdzieś w tropikach. Postanowiłam wygrzać się trochę na ręczniku…Położyłam się i leże……Mam zamknięte oczy i czuje się wspaniale. Przeciągam się leniwie, ręce rozkładam na boki, następnie otwieram oczy…i dostrzegam nagle coś, czego wcześniej nie widziałam. Księżyc jest maleńki! Tak bardzo maleńki, że moje rozłożone ręce spadają  za horyzont! Nie mogłam uwierzyć. Poruszałam rękami i stopami, żeby sprawdzić  ale niewątpliwie leżałam na kuli, która jest niewiele większa ode mnie.

i taki właśnie jest księżyc…tropikalny, kryształowo biały i maleńki…;)

„na Pański pogrzeb”

kolejne głupoty …;) Znów śni mi się praca.


Jest u mnie klient, który zdecydował się na dość duży kredyt konsolidacyjny. Wyliczam mu koszty i mówię, jaką bedzie mieć ratę. Rata jest tak wysoka, że sama się dziwię..(?) Klient kręci głową, mina mu zrzedła i już słyszę jak mnie przeklina w myślach. Próbuję obniżyć mu koszt i wchodzę w ubezpieczenie kredytu. Opcja ta rozwija sie na moich oczach, jak drzewko chronologiczne. Nie mam zbyt wiele czasu, aby wczytywać się w szczegóły, choć jestem zaskoczona tym widokiem(!) Odhaczam więc na szybko jakieś trzy okienka (tak na chybił trafił). Rata spada aż o 700zl! Klient zadowolony, umowa podpisana. Mnie z kolei, zaczęło męczyć, co w tym ubezpieczeniu jest takiego, że po odjęciu zaledwie 3 opcji , tak kolosalnie zmienia się kwota raty..? Zafrapowana zabrałam do domu regulaminy i zaczęłam czytać. Tym razem szoku dostałam ja.. Okazało się, ze w ubezpieczeniu, które zrobiłam temu człowiekowi ( a było to ubezpieczenie na życie) były dodatkowe opcje w ramach pogrzebu, które się dodaje w przypadku zgonu klienta. Te trzy rzeczy, które odhaczyłam, to były buty do trumny, koszula i woda kolońska! Zaczęło mnie to męczyć.. Męczyć w sensie, że facet może zejśc z tego świata a przeze mnie będzie bez koszuli i butów w trumnie…lecz sensu użycia wody kolońskiej w tym przypadku nie bardzo rozumiałam. Pobiegłam szybko do sklepu, kupiłam wszystkie wymienione rzeczy, zapakowałam w papier na prezent oraz włożyłam do środka karteczkę z napisem ” na Pański pogrzeb” i wysłałam do klienta pocztą na jego adres.

Mróz?

Byłam w miejscu mojego dzieciństwa, położonego pośród starych kamienic, które kiedyś wzbudzały we mnie pewnego rodzaju ciekawość i tajemnice. Doznałam jakiegoś dziwnego uczucia.. Poczułam ogromna chęć bycia w jednej z nich. Chciałam na chwilę stać się częścią tego pociągającego miejsca, posiedzieć w czyimś domu, poczuć jego klimat i ciepło. Weszłam do środka jednej z nich. Na klatce nie było światła, więc po omacku, wyczułam drewniane schody, po których weszłam do góry… Dotykałam drzwi na parterze i jakbym czuła pod palcami, strukturę wnętrza każdego mieszkania… z jakąś niewytłumaczalnie intrygującą ciekawością wsłuchiwałam się dotykając drzwi oraz ścian.. Na korytarzu było cały czas ciemno, więc dalej po omacku, dotykąjąc drzwi , ominęłam dwa mieszaknia i weszłam na 1 piętro. Tam stanęłam przed drzwiami, które w dotyku wydawały mi się zupełnie inne. Pomyslałam, ze to własnie w tym mieszkaniu chcialabym troche posiedzieć. Położyłam rękę na dzwonku i dotarło do mnie, ze nie wiem co powiedzieć, temu komuś co mi otworzy drzwi… Zaczęłam się zastanawiać, po czym stwierdziłam, ze powiem otwarcie o co mi chodzi, że po prostu mam potrzebę od dawna, pobyć przez chwilkę w zupełnie obcym mi domu własnie z tej kamienicy.. Pomyslałam i nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyl mi siwy, uśmiechnięty staruszek i mówi od razu, zebym weszła bo jest ciemno na korytarzu a on mnie nie widzi….I nagle coś mnie sparaliżowało… Mówię do niego, że nie nie…nie będe wchodzić, bo ja tylko chciałam się zapytać, czy może tu mieszka……… Włodzimierz Mróz?! na co staruszek powiedział, że pan Włodzimierz Mróz mieszka na 2 piętrze. I w jednej chwili zrobiło się dziwne zamieszanie, jakiś młody chłopak zbiegł z góry z dwoma jamnikami a ja stałam i się zastanawiałam jak to mozliwe, ze wymysliłam na poczekaniu jakieś dziwne nazwisko a okazało się, że taka osoba naprawde tu mieszka…po czym się obudziłam.

Pan Włodzimierz Mróz to jakis wytwór mojej wyobraźni- rzecz jasna. Nie mam pojęcia kto to. Pewnie wielkimi krokami zbliża się do nas mróz? ;)))

klucz

…miałam wynajęty pokój w hotelu. Byłam w nim sama. Trzymałam w ręku klucz, który był… jakby najważniejszym i najbardziej wyrazistym przedmiotem tej sennej fantazji. Był bardzo duży, na tyle duży, że nie mieścił się w mojej kieszeni ( zresztą raczej w żadnej by się nie zmieścił). Był mosiężny i przecudacznie zdobiony. Szykowałam się gdzieś do wyjścia. Wychodzę z pokoju, zamykam za sobą drzwi , chcę je zamknąć ale nie widzę nigdzie dziurki od klucza( właściwie to dziury, bo jak już wspomniałam -klucz był ogromny). Zaczynam oglądać drzwi w poszukiwaniu zamka ale niestety nic nie ma… Są całe drewniane, pomalowane na niebiesko ale bez żadnego zamka (?) Zaciekawiona , zaczynam skrawek po skrawku szukać nieistniejącej dziurki od klucza. Schodzę na dół i tuż przy listwie podłogowej znajduję to czego szukam. Klękam na kolana , wkładam klucz i przekręcam zamek, przy czym przekręcenie klucza wydaje bardzo głośny dźwięk, charakterystyczny dla tego typu zamknięć. Gdzieś poszłam…a następnie wróciłam znów do hotelu. Kucam przy drzwiach, żeby je otworzyć. Wkładam klucz do dziurki na dole, ale zanim jeszcze zdążyłam go przekręcić to już słyszę ten specyficzny i głośny dźwięk przekręconego klucza..!
Przestraszyłam się potwornie, że ktoś jest w moim pokoju.. Odskoczyłam od drzwi i zaczęłam wołać o pomoc. Senny krzyk obudził mnie w postaci zdławionego bełkotu.

baza wojskowa

Hmm
nie wiem skąd się to wzięło, ale było bardzo po męsku…Śniła mi się pewna baza wojskowa, całe grupy żołnierzy i ja jedyna miedzy nimi. Byliśmy bardzo zapracowani, jakby każdy wiedział co do niego należy, mijaliśmy się tylko jeden obok drugiego, wymieniając krótkimi spojrzeniami. Pozniej znalazłam się , jakby na lotnisku wojskowym, na którym stało kilka małych samolotów , gdzie z jednego samolotu do drugiego przenosiłam coś w walizce z metalowymi okuciami…Pamiętam, że głośno stukały mi buty i pas który przytrzymywał mi spodnie, był tak szeroki i ciasno spięty, że nie mogłam oddychać….Czułam się jakbym była związana gorsetem z XVIII wieku

takiego lotu jeszcze nie miałam…

…jestesmy na basenie. Przebrani wychodzimy z szatni i stwierdzam , ze tak sie ciesze z tego pomysłu, ze chyba sobie z tej radości wejdę na góre i wskocze do wody z trampoliny. Jak powiedziałam tak zrobiłam. Stoję na trampolinie, podskakuję najpierw kilka razy do góry a następnie wyyyskakuje tak bardzo wysoko, ze lece nad całym basenem! Lece i juz czuje, ze to nie jest taki zwyczajny lot, ze lecę z jakąś nienaturalnie wielką siłą…Widzę pod sobą wodę , ale nie mogę zwolnić, zeby trafic do basenu, wiec juz wiem ze albo huknę konkretnie gdzies w ściane albo nie wiem co bedzie… W trakcie lotu zauwazyłam na wprost siebie, zaraz za basenem zejście, jakby drzwi garażowe (?), które były otwarte na oścież ( bardzo szerokie) , wiec sune prosto w te drzwi bo wiem ze tam jest przestrzeń…i nagle siuuup! przelatuję i wylatuję na zewnątrz…O dziwo znajduję się nad przepaścią! Widzę góry i doliny pod sobą…(?)Jestem przestraszona jak cholera ale jednoczesnie zaciekawiona wręcz podniecona. Boje sie, ze spadnę i sie zabije i nie wiem jak mam teraz zlecieć na doł… Nie wiedziałam jak mam sie zatrzymać… Próbowałam coś robić rekami i całym ciałem, zeby nabrać jakiegos kierunku… Niestety zamiast w doł, wzbijałam się coraz wyżej i wyżej… Ziemia malała na moich oczach, po czym zniknęła prawie całkiem… Brak kontroli nad tym stanem powodował coraz większy niepokój. Leciałam w chmurach i mialam wrazenie ze za chwilę dotknę gwiazd…  Kombinowałam cały czas coś z własnym ciałem, w końcu udało mi sie w jakiś sposób ustawić tak , że zaczęłam spadać… Poczułam dużą ulge… Spadam powoli, spadam… zaczynam juz widziec z góry drogi, domy i zastanawiam sie gdzie mam wylądowac. Juz mi lepiej, opanowałam sztuke kierowania ciałem i zblizam się coraz nizej… Widzę po prawej stronie różne gospodarstwa, łąki i pola, wiec pomyslałam ze musze – jesli juz, spaść na trawę, to nic mi sie nie stanie. Zniżyłam całkiem lot, choć czuje , ze moze to źle się dla mnie skonczyc, ale mysle ze jest mi to już całkowicie obojętne, byle bym tylko mogła wylądowac… Emocje mną targają nie do opisania..Widze już jak sie zblizam dosyc szybko do łąki … i nagle , z impetem…rysując konkretne ślady na trawie ląduję. Ktos do mnie podbiegł, cos krzyknął a ja zerwałam się na łozku, tak zarkęcona ze nie wiedziałam co sie ze mną dzieje…

Spalam w pokoju, gdzie wisi na ścianie zegar, który od jakiegoś czasu stoi w miejscu. Spojrzałam na godzinę – była taka sama, kiedy kładłam sie spać. Wstałam więc specjalnie w środku nocy, żeby sprawdzić godzinę na innym – stwierdziwszy, że naprawdę sie obudziłam… ;)

eineldm(o)niryczne

…szłam po drewnianej podłodze , której końca nie było widac.  Otaczała mnie  ogromna przestrzeń. Gdzies w oddali stała lawka, w kierunku której szłam…Idę wolnym krokiem i nagle czuje ze robi mi sie słabo. Mdleje. Stopniowo czuję jak tracę przytomność, jak świat wiruje mi w głowie,  tracę ostrość  a potem widzę biel przed oczami… Czuje, ze całkowicie tracę równowagę…  Miekną mi nogi i stopniowo wiotczeje całe moje ciało.  Następnie czuje jak upadam, nie mam kompletnie władzy nad moim ciałem, boję się, że upadnę na tak zwiotczałe ręce i  cos sobie z nimi zrobię…Czuje, jak uderzam głową w podłogę…i później jest cisza.. Następnie słyszę, ze biegnie do mnie Qubuś z jakimś  znajomym, który ma na głowie zółty nocnik swojego dziecka , odwrócony tak, że wyglada w nim jak kowboj..(!) Podbiegają do mnie i zaczynają panikować. Qubuś  próbuje mnie podnosić, szarpać za ręce… Głowa mi opada na wszystkie strony i nagle słysze głos Łukasza. Słysze, jak dobiega gdzies z oddali i krzyczy do nich, zeby mnie zostawili, ze mają mnie nie ruszać, ze On to zrobi i zeby stąd poszli jak najszybciej.. Tak potwornie krzyczał, jakby samym krzykiem a nie slowami chciał ich stamtad wypedzic! Pozniej mnie podniosł, wziął na ręce ( ja to wszyskto dokładnie czuje, tylko nie moge się ruszyć i nic powiedziec) Zaraz, po tym , jak mnie uniósł , zaczynam odzyskiwać przytomność… i znów , jak w zwolnionym tempie, odczuwam wszystko raz po razie… Zaczyna krecic mi się w głowie, nastepnie wyostrza wzrok, pozniej wraca mi siła w nogach i czuje ze juz stoje,  juz ide, Łukasz trzyma mnie za ręke i idziemy razem.  Nagle… zaczyna mi po głowie chodzić jakaś myśl o tym co sie stało. Pamietam tak dokładnie wszsytkie odczucia, że jestem pod wrazeniem, czuje jakbym zbadała ten stan utraty świadomości krok po kroku, i odczuwam tez , ze w jakimś momencie coś mi umknęło i powinnam to jeszcze raz sprawdzić. Kiedy tylko o tym pomyslalam, stwierdziłam ze musze znow to zrobić, znów zemdleć…po czym wypadłam Łukaszowi z rąk! Emocja, która powstała w wyniku drugiego omdlenia, tak mną ruszyła, ze się obudziłam.

vizine

… jestem w łazience i chcę sobie zakropić oko. Biorę do ręki visine… Patrze i widzę w środku pływającą wielką, czarną smolistą kroplę! Zmartwiłam się i zaczęłam kombinować , jak to usunąć ze środka, żeby jednocześnie nie stracić zawartości płynu. Wyciskam na reke ale okazuje sie, ze smolista kropla podchodzi do góry butelki, niczym pęcherzyk powietrza. Stwierdziłam zatem, ze nie ma sensu marnować zawartości , skoro podchodzi to „coś” do góry to śmiało mogę sobie zakropić oczy, więc nic mi się nie stanie. Przyłożyłam buteleczkę do oka…. w które prosto i bez zastanowienia wpadła mi ta wielka , czarno- smolista kropla..! Podniosłam głowe i spojrzałam w lustro. Nic mnie nie bolało, nie szczypało, czułam jedynie przyjemny chłód… Przyglądam się sobie w lustrze i widzę, że to coś rozmyło się po całym oku, dając efekt… rozlanej benzyny(?) Pływały w nim róznokolorowe, niebiesko szaro różowo żóte smugi…poprostu coś niesamowitego! Popatrzyłam na butelkę, czy zostało jeszcze coś z tej dziwnej kropli ponieważ chciałam sobie jeszcze wkropić do drugiego oka. Niestety, nie zostawiła po sobie śladu… Byłam bardzo rozczarowana/ zła, ze teraz bede miala jedno oko takie niesamowite a drugie takie zwyczajne…


kranioskopia

…przyśniło mi sie dzisiaj, zupełnie obce słowo (?) Mianowicie, że dostałam skierowanie na „kranioskopie”. Miał to być zabieg, w którym mieli mi pod ciśnieniem odsysać mózg przez rurkę! Potwornie się bałam a najgorsze było w tym wszystkim to, że musiałam do tego badania zgolić głowe! Płakać mi się chciało. Strasznie było mi żal włosów, więc zaczęłam obmyślać jakiś głupkowaty plan… ze może zgolę sobie tylko taki okrągły placek na głowie, który potem będę mogła przykryć resztką włosów…(!?) Podnosząc przed lustrem włosy, mierzylam przez długi czas z każdej strony własną głowę , zeby dobrze wyciąć swój pomysł…;)

po przebudzeniu byłam ciekawa czy słowo kranioskopia faktycznie istnieje. Sprawdziłam i doznałam szoku, bo istnieje… tylko, że oznacza zupełnie co innego…;)

kranioskopia (gr. kraníon ‘czaszka’ + skopeín ‘patrzeć’) anat. dział antroposkopii opisujący cechy jakościowe czaszki na podstawie specjalnych wzorców.”